wróć do strony głównej

wróć do spisu treści

OŻE, JEŻELI JESTEŚ, POZWÓL UWIERZYĆ W CIEBIE




Część światła

I. Chrzest Pana Jezusa w Jordanie

Właściwie jestem prawie pewny, że nie ma żadnego Boga, bo "poza ziemskim "teraz" nie ma dla mnie niczego" (wg o.Waldemara Polczyka OFM)... Podobnie rozumują miliony innych ludzi, choćby tych, którzy bez oporów, wysyłają masowo dowcipy przez internet. Gdyby im jednak ktoś kazał wysyłać chociażby jeden przekaz o Bogu, wątpię w to, czy zechcieliby dzielić się tym z innymi, gdyż oni, tak jak ja, nie wierzą w krasnoludki, bo żenujące jest wierzyć w to, czego nie ma... "Starając się uniemożliwić rozprzestrzenianie Bożych słów, używają obojętności, która choć nie odznacza się agresją ani zamieszaniem, jednak znieczula ducha" (wg św.Josemarii Escrivy de Balaguera). A co w tym wszystkim najśmieszniejsze, to prawie wszyscy są ochrzczeni, tyle, że na tym się zakończył ich kontakt z chrześcijaństwem. I jeśli nawet w nich cokolwiek pozostało, to w życiu swym kierują się "praktycznym ateizmem, czyli tak postępują, jakby Boga nie było, chociaż otwarcie nie przeczą Jego istnieniu.

[Podobno] sens i cel człowieka da się wyjaśnić jedynie w Bogu, [podobno] życia nie da się pojąć do końca bez Boga, [może dlatego mnie, który jestem z wyboru] niewierzący, zwłaszcza ostatnio, nawiedzają szczególne rozterki duchowe, wątpliwości i niepokoje" (ks.Stanisław Knap), które, jak się wydaje, mają swe źródło w wierze... w Bogu... który podobno jest, a którego ja nie znam... Podobno "nikt sam od siebie nie może Boga oglądać, lecz Bóg jest całkowicie wolny, by się okazać komu chce i kiedy chce" (św.Ireneusz)... i dać się poznać... Proszę więc, Boże, jeśli jesteś, pozwól bym ja mógł poznać Cię i bym uwierzył w Ciebie.

"Długo broniłem się przed Tobą,

długo nie chciałem Ciebie poznać

długo przed Tobą umykałem

w zaułki ślepe

w absynt poezji

i w zapał walki

i w zgiełk jarmarku..." (Aleksander Wat)

Dziś jednak widzę najwyraźniej, że we mnie "wiele elementów nawzajem zwalcza się... że [od pewnego czasu] cierpię rozdarcie w samym sobie" (wg dokumentów Soboru Watykańskiego II KDK 10) podobnie jak Adolf Retté, francuski pisarz i dziennikarz, który pewnego dnia, za sprawą prostego ogrodnika poczuł wątpliwość, co do poglądów, które dotąd wyznawał i zaczął zastanawiać się: a może Bóg istnieje...? Wszystko, co znał, zaczął poddawać długiej wewnętrznej weryfikacji, gorącego szukania prawdy, prób wyjaśnienia podstawowych życiowych niejasności...

Nie umiał nawet się przeżegnać i ciągle jeszcze się uważał za ateistę z przekonania. Był tak zawziętym wrogiem religii siejącym nienawiść do wiary katolickiej, obrzucającym bluźnierstwami Chrystusa i biorącym udział w odrażającej działalności przeciw katolikom, [że dziwne się wydaje, iż zaczął mieć wątpliwości]. Pomimo to, przeżywał jakąś niesamowitą udrękę, jakąś dziwną tęsknotę, [zupełnie tak jak ja]... Sam z sobą toczył jakąś dziwnie zażartą walkę między grzesznikiem, który nie zamierzał umierać, a wierzącym, który nie może się narodzić. Straszliwie zmagał się z jakimiś siłami, z których jedne uparcie ciągnęły do Kościoła, drugie zaś gwałtownie stamtąd go wyrzucały (wg ks.abpa Angela Comastriego)...

"Nie szukałbyś Mnie, gdybyś Mnie nie znał" - powiedział Blaise Pascal w Twoim Imieniu, Panie. I rzeczywiście, "od początku ludzie szukają po omacku, czy Ty, Boże, istniejesz. Lecz ich poszukiwania nierzadko utykają, nie doprowadzają do skutku, czy to pozytywnego, czy negatywnego" (Vittorio Messori), bo zniechęcają się. Ja jednak proszę, jeśli jesteś, pozwól mi Cię odnaleźć, bo wiesz jaka to jest udręka, jakie to jest niebezpieczeństwo, gdy dwa żywioły walczą o miejsce w ludzkim życiu, czasami wyniszczając je do ostatniego tchnienia...

"Brak wiary - pisał August Guerrier - to jest zupełnie nie to samo, co brak jakiegoś innego moralnego albo materialnego dobra. Dla mnie - zwierzał się - jest to dramat osobisty i bolesny, który mnie dotknął w wigilię śmierci, gdy dusza nie ma już zdolności ani do regeneracji, ani odnowy". Proszę więc, o ile istniejesz, nie zwlekaj z ujawnieniem się w moim rozdartym sercu... Prawda, że "czasem zdarza się cud w ostatnich chwilach życia, lecz oprócz cudu nawrócenia, zawsze istnieje jakiś odblask płynącego promienia światła, skierowanego od jakiegoś człowieka, który ma żywą wiarę do kogoś innego" (ks.abp A.C.jw.). Tak właśnie zakończyła się walka Adolfa Retté, kiedy jeden z jego przyjaciół, będąc gorliwym katolikiem, polecił mu, aby się udał do charyzmatycznego księdza. U niego Retté odbył spowiedź generalną zalewając się łzami. I od tej chwili życie jego stało się hymnem radości (wg ks.abpa A.C.jw.).

Inny znów, Pietro Cavallero, znany bandyta z Mediolanu, który przez lata dążył do zła i do samozniszczenia, po latach pobytu w więzieniu, został przyjęty do przytułku, gdzie w osobie księdza Ernesta ujrzał wrodzoną, żywą dobroć uszlachetnioną poprzez wiarę... Spotkał człowieka, który rozdawał dobro i miłość rozdawał z odruchu serca. Dla niego tacy ludzie jak Pietro byli po prostu braćmi, którym trzeba pomagać materialnie, a zwłaszcza duchowo za pomocą owego światła, które zwie się nadzieją... Człowieka, który współpracował z ludźmi podobnymi do siebie; z ludźmi, podobnie jak i on, wspaniałymi duchowo. To "dzięki nim mogłem odzyskać nieco spokoju i znaleźć się na dobrej drodze do "uzdrowienia" - wyznał Pietro z całą szczerością - bo przyjmowali nie tylko tych, którzy z powodu swoich chorób byli zepchnięci na margines społeczeństwa, ale i tych, którym - jak mnie - choroba toczyła duszę. I na tym przede wszystkim polegała ich wielkość"... Przy nich Pietro osiągnął prawdziwą skruchę serca i nigdy się nie doszukiwał okoliczności łagodzących dla swoich dawnych grzechów...

Boże mój Boże, jeśli jesteś i jeśli to jest prawda, że jesteś Bogiem dobrym, to dlaczego tak wielu chrześcijan bywa złych ? Dlaczego "nie brak pośród nich, gotowych służyć Tobie gdy czasy są spokojne; gdy środowisko bez problemu aprobuje ich wiarę ? Natomiast z trudem przychodzi im, mimo, iż mają się za gorliwych - zwyczajnie żyć po chrześcijańsku, gdy otoczenie okazuje swą wrogość Kościołowi, a zwłaszcza, kiedy wiara żąda od nich wyrzeczeń" (wg ks.Stanisława Klimaszewskiego MIC).

To oni swym postępowaniem sprawiają, że "nie jesteś potrzebny innym ludziom, skoro dla nich jesteś "zbyteczny". To przez nich, dla takich jak ja, stajesz się kłopotliwy, skoro Twe przykazania dla nich są uciążliwe i jakoby przekraczające ich ludzkie możliwości... Przez nich nie będziesz Bogiem dla innych, o ile oni nie przestaną udawać, że są Twoim obrazem, gdyż są Twoją parodią" (wg ks.S.K.jw.), czego zapewne nie dostrzegają. O czym zapewne nawet nie wiedzą, jaki wpływ mogliby mieć na innych ludzi, gdyby się na nich otwierali, gdyby ich zafascynowali prawdziwą głębią swojej wiary, zwłaszcza takich jak ja... Bo gdyby oni stali się dla nich żywym świadectwem Boga, to i ja bym uwierzył.

Ojcze nasz... 10 Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu... O mój Jezu...


II. Pan Jezus objawia swoją chwałę na weselu w Kanie Galilejskiej

"Trawy, którymi cichy wiatr kolebie,

śmiały się ze mnie wiedzące i zdrowe,

Żem wieczność w Tobie odpychał od siebie,

jakbym chciał duszę swą skrócić o głowę.

Wszystko się śmiało ze mnie, że Twą chwałę

pragnąc poniżyć, rozwiać w ułud dymie,

pisałem z głupią pychą przez "b" małe,

wielkie, potężne, Twoje, Boga Imię"...

Tak zwierzał się Leopold Staff, który - jak widać - przeszedł swoją metamorfozę... Ja jednak nadal mam opory i, prawdę mówiąc, nie chcę wierzyć; nie chcę dopuścić świadomości, że Bóg nad nami jest... I każdy, kto spróbowałby zrozumieć te moje opory, nie będzie się dziwował. Bo chociaż wielu stara się przekonać całą ludzkość o tym, że "przeszłość nasza ukazuje ogromną dobroć Boga, który stworzył nas na swój obraz, umieścił w raju, a następnie - przez wieki darzył swą opieką, nawet gdy nam wymierzał karę - to przecież od początku nasi praprzodkowie, przeciwstawiali temu dobru swą niegodziwość i przewrotność. Przy tym, uporem godnym zastanowienia się - odchodzili od Niego" (wg ks.bpa Kazimierza Romaniuka)... A skoro odchodzili, to znaczy nie wierzyli. A skoro nie wierzyli, to znaczy, że Go nie ma...! Niby logiczne, gdy tymczasem - inni, też na przestrzeni wieków, badając wszechświat i przyrodę, twierdzili z całym przekonaniem, że Bóg naprawdę jest...

"Gdy patrzę na słońce i gwiazdy zawieszone w przestrzeni, myślę, że wszystkie te dzieła stworzone noszą na sobie znamię mądrości i potęgi Boga, który napełnia je swoim światłem i życiem" - powiedział Karol Linneusz, będąc lekarzem i przyrodnikiem. "Pojęcie Boga oraz cześć jaką mam dla Niego opieram na podstawach pewnych jak prawdy z dziedziny fizyki" - wtórował mu Michał Faraday, którego znam jako wielkiego fizyka i chemika, zaś inny wielki fizyk, znany z prawa Ampera, starał się wykazać współczesnym, że "jednym z przekonywujących dowodów na istnienie Boga, jest panująca we wszechświecie harmonia i przedziwny ład" (Andre Amp?re). Bo "to cudowne ułożenie słońca, planet i komet - mówił Isaak Newton - może być tylko dziełem Istoty wszechmocnej i [prawdziwie] rozumnej. A jeśli każda gwiazda jest ośrodkiem systemu, który podobny jest do naszego, to na pewno wszystko zostało urządzone według podobnego planu i wszystko musi być poddane jednej i tej samej Istocie... I ta Istota nieskończona - twierdził - zarządza wszystkim... Bóg jest Istotą najwyższą, wieczną i nieskończoną"... Nawet astronom, jakim był znany Camille Flammaron - powiedział z pełnym przekonaniem: "Z jakiegokolwiek punktu widzenia umysł badawczy zapatrywać się będzie na przyrodę, to zawsze znajdzie drogę wiodącą do Boga, siły żyjącej, której drgnienie zdajemy się czuć pod wszystkimi kształtami powszechnego dzieła"...

Co ja mam robić, Boże, powiedz mi, jeśli jesteś...! Co ja mam myśleć wobec tych zgodnych i jednoznacznych wypowiedzi uczonych, którzy swoim autorytetem wspierali wiarygodność Twojego istnienia. Jak mam traktować to, co mówił Augustyn z Hippony, który został uznany świętym, a który, tak jak ja, przez lata "wątpił we wszystkie prawdy i był przekonany, że nie można znaleźć drogi wiodącej do życia"... I "patrzył z naganą na wiele spośród rzeczy jakie stworzyłeś, Boże. A ponieważ się nie ośmielał być niezadowolonym z Ciebie, zaprzeczał, jakoby było Twoim to, co się mu nie podobało" (wg św.Augustyna)... A potem tak odwrócił swój sposób postrzegania, że zaczął głosić, iż: "Próżni są wszyscy ludzie, w których nie ma wiedzy o Bogu; którzy poprzez to, co jest jawne, dobre, nie umieli rozpoznać Tego, który jest"...

Czy ja w ogóle jestem do tego uprawniony, by krytykować i rozsądzać to, co przekracza zdolność mojego pojmowania, skoro nie mieści mi się w głowie, jak taki James Maxwell - twórca teorii elektromagnetycznych, który położył podwaliny pod całą dzisiejszą elektro-komunikację świata, mógł modlić się o pomoc z nieba w swej pracy naukowej; jak mógł z pokorą mówić: "Boże, który stworzyłeś świat i człowieka, naucz nas badać dzieła Twoje tak, byśmy nad ziemią zapanować mogli, by rozum nasz w służbie Twojej się wzmocnił". I w jaki sposób doszedł do takiej wielkiej wiary, takiej pokory i takiego przekonania ?

Jak to się mogło stać, że taki Giovanni Papini - syn masona, garibaldczyka, antykatolika i republikanina, który wzrastając przy boku ojca poznał zasady życia bez Ciebie, a nawet Ci przeciwne... który zostawszy dziennikarzem i publicystą, prześcigał wszystkich w zuchwałości i takim obrażaniu Ciebie, że w jednej ze swych książek "znieważał Chrystusa w słowach do tego stopnia wulgarnych, iż nie nadają się nawet do powtórzenia"... Ale gdy jeden z jego rodaków surowo go upomniał w liście, po czym zawierzy Chrystusowi - wkrótce bluźnierca zaczął doznawać ogromnych niepokojów, które się w nim zrodziły... Pisał: "Nie proszę ani o chleb, ani o sławę czy o współczucie, lecz proszę: błagam pokornie, na kolanach, z całą siłą i żarem duszy o trochę pewności: jedynie o malutką, pewną wiarę, o atom prawdy... Potrzeba mi trochę pewności, potrzeba mi czegoś prawdziwego... Muszę ją zdobyć za wszelką cenę, nawet za cenę mego życia, gdyż bez tej prawdy nie potrafię dalej żyć..."

Boże, jeżeli jesteś, zrozum... I ja mam takie wątpliwości. I ja chciałbym Cię prosić choćby o atom wiary, bym zdobył przekonanie, że Ty naprawdę jesteś... Papini dostał taką szansę i w drugiej części swego życia "stał się żarliwym katolikiem, dosłownie zakochanym w Chrystusie... a wszystkim, co napisał już do końca swego życia - rozgłaszał chwałę Twoją nawet na łożu śmierci, chcąc jakby stokroć wynagrodzić wcześniejsze swe bluźnierstwa" (wg ks.abpa Angela Comastriego). Proszę Cię więc, bo "tylko Ty możesz rozświetlić moją ciemność... Ty wiesz, jak pragnę, by moja ciemność została rozświetlona. I chociaż nie wiem, czy to uczynisz, to wiem, że możesz to uczynić, a to pozwala mi przynajmniej prosić o to... Przyrzekam Ci, że dzięki łasce Twojej, o którą proszę, przyjmę wszystko, o czym będę pewny, że jest prawdą, jeżeli kiedykolwiek dojdę do pewności" (wg bł.Johna Henryego Newmana)...

Ja wiem, że ludzie w różny sposób dochodzili do wiary w Ciebie, że poznawali Cię szczególnie przez Chrystusa, przez cuda jakie czynił, jak w Kanie Galilejskiej (J 2,11), ale największy cud Zmartwychwstania już nie mieścił się w głowie. "Tomaszowi nie wystarczyło oświadczenie naocznych świadków, jego kolegów, że widzieli Pana, ale domagał się sprawdzenia wszystkiego osobiście. I zmartwychwstały Jezus spełnił to natarczywe żądanie wątpiącego ucznia, bo chciał, żeby odnośnie tego niezwykłego faktu, nie powstał nawet cień wątpliwości. [Przy tym rozumiał, że uczniowie], skoro zarazem mieli być świadkami wobec innych, musieli najpierw sami usunąć wszelką wątpliwość" (wg ks.SAC).

Prawda, że "Bóg, o ile istnieje, wcale nie potrzebuje kłamstwa. Bo postać historyczna nosząca imię Jezus i od dwudziestu wieków związana z pojęciem Boga, ma prawo do prawdy, a nie do apologetycznych kombinacji. My jednak mamy prawo do wiadomości pewnych, a nie do jakichś plotek" (wg Vittoria Messoriego). Ja jednak chciałbym uszanować sposób, jaki Ty dałbyś mi, abym mógł poznać Cię, o ile istniejesz, gdyż ponoć "w domaganiu się widomych znaków kryje się niedowierzanie Twojej mądrości i dobroci" (wg ks.bpa K.R.jw.). A zresztą Jezus sam powiedział: "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" (J 20,29). I niech tak pozostanie aż, sam będę pewny Ciebie.

Ojcze nasz... 10 Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu... O mój Jezu...


III. Głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia

Podobno Pismo Święte głosi, że "zanim człowiek zaczął szukać [swojego] Boga, najpierw Bóg sam wyruszył na poszukiwanie człowieka... I choć nie musiał szukać, gdyż wiedział o nim wszystko, to chciał, by człowiek się dowiedział, że On poszukuje go" (wg ks.bpa Kazimierza Romaniuka)... I choć "był "Królem" od początku, to w dziele Odkupienia chciał, by to Królestwo przyszło "do nas", czyli do ludzi poddanych niewoli szatana i śmierci z racji grzechu" (wg ks.Jerzego Bajdy)... I tylko ludzie nie wiedzieli jaki jest Boży plan. A nie wiedzieli, bo nie znali lub nie pojęli treści Pisma; nie rozpoznali czasu swojego nawiedzenia...

I ja, gdybym żył w tamtych czasach nie byłbym mędrszy od nich, bo nawet dziś, gdy tyle wieków miliony się starają pogłębić swoją wiarę i czynią wszystko, by poznać Boga - ja nadal nie wiem o Nim nic, więc i nie wierzę w Niego. Proszę Cię zatem, Boże, jeśli naprawdę jesteś, spraw, bym uwierzył w Ciebie...

"Pragnąłem Ciebie poznać, Panie, który mnie znasz - wyznał święty Augustyn. Pragnąłem poznać tak, jak ja [przez Ciebie] jestem poznany... Łapczywie więc chwyciłem w ręce czcigodne Pisma natchnione przez Ducha Świętego... Jakże do Ciebie wołałam, Boże, kiedy czytałem psalmy Dawida, hymny wiary i pieśni pobożności, w których nie ma [w ogóle] miejsca na ducha pychy. I wyłem w bólu serca, że ku Tobie się wznosiła moja wielka tęsknota, a oczy moje ciągle nie znajdowały światła. Bo światło było wewnątrz mnie, a ja szukałem go wokół siebie" i to był wielki błąd... Proszę więc, Boże, jeśli jesteś, obdarz i mnie takim zapałem w poszukiwaniu Ciebie. I mnie daj tak wrażliwe serce, aby mogło zatęsknić do Twojej obecności. I pozwól, bym i ja mógł przeżyć takie niezwykłe poruszenie, jakie znienacka, niespodzianie, naznacza serce takim piętnem, że człowiek się uskrzydla...

Paul Claudel, w ubiegłym wieku, w święto Bożego Narodzenia wszedł do katedry Notre-Dame w Paryżu jako ateusz z przekonania, a wyszedł ze śpiewem Magnificat na ustach i z żywiołową radością dziecka, które odnalazło tatusia i mamusię... Słuchając chóru młodych chłopców śpiewających Magnificat, doznał czegoś takiego, co zdominowało jego życie. Potem się jeszcze wzruszył głęboko, aż do łez, kiedy w murach świątyni rozległa się kolęda, bo w jednej chwili coś dotknęło jego serca i... uwierzył.

"Uwierzyłem - napisał - z tak mocnym przylgnięciem, z takim wzlotem całej mojej istoty, z takim przekonaniem, z taką pewnością nie pozostawiającą miejsca na jakąkolwiek wątpliwość, że - od tej pory - żadne rozumowanie, żadna okoliczność mego niespokojnego życia, nie były w stanie podkopać mojej wiary ani jej dotknąć... Wieczorem tego dnia sięgnąłem jeszcze po Biblię i po raz pierwszy usłyszałem łagodny, nieodparty głos, który już nigdy nie przestawał dźwięczeć w moim sercu"... Także piosenkarz, Krzysztof Krawczyk, wszedłszy w Chicago do kościoła z tradycyjną święconką, żuł gumę w sposób nonszalancki, a wyszedł zamyślony i głęboko przejęty... I - jak się zwierzał - "nie było to ani wyedukowane, ani nie nadeszło w następstwie jakiegoś wydarzenia"...

Mnie jednak Biblia nie pociąga, bo nieraz mogłem się przekonać, że w moim środowisku powszechnie sądzi się, iż "Chrystus gloryfikuje ignorancję i popiera niewiedzę, przez co potępia mądrość. Bo chrześcijaństwo - w ich mniemaniu - to religia prostaków... [I choć gdzie indziej usłyszałem, że] Chrystus i apostołowie, i owszem, potępiają mądrość, lecz taką, która jest synonimem pychy i zarozumiałości oraz mądrości tego świata. Przy tym, tak samo energicznie zachęca, wraz z apostołami, do zgłębiania Twojego Słowa, do wzbogacania wiedzy o Tobie, widząc lenistwo w służbie Twojej, przez które zaniedbuje się swoje samokształcenie" (wg ks.bpa K.R.jw.) - to jednak mam opory...

Podobno "wielu nie wie, że co do Jezusa, wypowiedziano wszelkie możliwe hipotezy, że te zarzuty [już nie raz] zostały obalone, potem na nowo powstawały, znowu je odrzucano, i tak w nieskończoność. Każde słowo [szczególnie] Nowego Testamentu przepuszczano wiele tysięcy razy przez przeróżne sita... że pośród wszystkich książek, po jakie możemy sięgnąć - ta księga od początku i we wszystkich krajach świata, najczęściej była badana i to z niewiarygodną, [i wrogą] zaciętością" (Vittorio Messori). Proszę więc, Boże, jeśli jesteś, pomóż i mnie przebadać ją. Pomóż mi "przebrnąć najtrudniejszy, ten pierwszy stopień wprowadzenia, który zawsze z początku daje niezrozumienie (Łk 2,50) tego, co mówisz do nas.

Podobno Jezus, z rozżaleniem, ganił opornych ludzi za to, że odrzucają prawdę, niezależnie od tego, kto by ogłaszał ją, jak te uparte dzieci odrzucające wszystko, co się im proponuje (Mt 11,16-19). Tak jest istotnie, ale gdybym spotkał jakiegoś księdza, który byłby na tyle zdolny, aby swym słowem oświecić mnie; który by porwał mnie płomiennym swym kazaniem, wymową i głęboką treścią, jak biskup Ambroży świętego Augustyna; jak święty Jan z Avila - świętego Jana Bożego - to pewnie bym uwierzył. Bo przecież "wiara rodzi się z tego, co się usłyszy, tym zaś, co słyszy się, jest słowo Chrystusa" (wg Rz 10,17). A "jak mam wzywać Cię, Boże, w którego wciąż nie wierzę ? Jakże miałbym uwierzyć, kiedy nikt mi nie głosi Ciebie ?" (wg św.Augustyna)... gdy żyję w świecie, w którym "wiara utożsamiana jest z pewną łatwowiernością, a nawet z naiwnością, albo przynajmniej z żenującym brakiem roztropności.

Nieraz miałem taką ochotę, aby postąpić jak Abraham, który bez wahania udał się w nieznane na polecenie Nieznanego" (wg ks.bpa K.R.jw.), bo "choć nie zawsze rozumiał Cię, to jednak zawsze szedł za Twymi wskazaniami" (wg o.Dominika Widera OCD). Tymczasem dla większości ludzi Twoja "logika Boża zawsze znajduje się w konflikcie z ich wyrachowaniem" (wg ks.bpa K.R.jw.). I choć mi przykro mówić o tym, to ja nie jestem inny... Proszę więc, Boże, jeśli jesteś, bądź łaskaw dać mi taką wiarę jak ziarenko gorczycy i wprowadź mnie na takie drogi, i tak pokieruj moim życiem, i pozwól spotkać takich ludzi, abym i ja mógł odczuć, że to "Ty przywiodłeś mnie do Ciebie, choć tego się nie domyślałem... [I pozwól mi się cieszyć gdy wezmę do ręki Pismo Święte i zacznę je poznawać] w świetle zupełnie odmiennym od tego, w którym przedtem zdawało mi się zupełnie absurdalne; w którym krytykowałem Twoich świętych za poglądy, jakie przecież ja sam przypisywałem im" (wg św.Augustyna)...

Ojcze nasz... 10 Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu... O mój Jezu...


IV. Przemienienie Pana Jezusa na Górze Tabor

Trudno upierać się, że nie istniejesz, Boże, w którego tylu wierzy... ale jest jeszcze więcej takich, co odrzucają wszelkie sugestie na ten temat. Dlatego umysł mój ciągle jest niespokojny i ciągle błąka się nie mogąc znaleźć prawdy. Proszę Cię zatem, jeśli jesteś, pomóż mi się odnaleźć... Proszę, gdyż wiem, żeś to uczynił wobec André Frossarda, który wcale nie szukał Cię, a jednak nieoczekiwanie spadła na niego Twoja światłość, w której pogrążył się.

Przyszedł na świat w rodzinie przysięgłych ateuszy, w domu Pierwszego Sekretarza Komunistycznej Partii Francji, gdzie nigdy, "nawet przez pomyłkę nie rozważano kwestii "religii", a już tym bardziej Boga... gdzie nikt i nigdy nie próbował zadawać sobie nawet pytań na temat ateizmu, uznając takie dywagacje za śmieszne, niepoważne. A jednak... w wieku dwudziestu lat - jak sam wspominał - stała się pewna niezwykła rzecz, gdyż niespodzianie doszedł do prawdy wypływającej z najbardziej spornego zagadnienia, z najbardziej odwiecznego konfliktu: problemu istnienia Boga... po czym stwierdził, że Ty istniejesz i że on spotkał Cię ! Spotkał Cię przypadkowo wskutek zbiegu okoliczności...

"Wszedłem - jak pisał - o godzinie siedemnastej dziesięć do kaplicy w Dzielnicy Łacińskiej, szukając tam mojego przyjaciela, a wyszedłem z niej o godzinie siedemnastej piętnaście w towarzystwie przyjaźni, która nie jest z tego świata... Wszedłem tam jako sceptyk i skrajnie lewicowy ateusz, a nawet więcej - jako człowiek obojętny, zajęty innymi problemami niż sprawą Boga, którego istnieniu nie starałem się nawet przeczyć... tak dalece wydawał mi się [nierzeczywisty]... a wyszedłem parę minut później czując się "katolikiem apostolskim i rzymskim", którego niosła, unosiła, porywała, toczyła fala nieopisanej radości...

Wtargnięcie Boga - stwierdził dalej - gwałtowne i totalne, przynosi radość, która nie jest niczym innym, jak szczęściem uratowanego, szczęściem topielca wyciągniętego w ostatniej chwili z wody... z bagna, w którym byłem pogrążony zresztą nie wiedząc o tym"... I chociaż przyznał, że "nie ukrywa, iż taki sposób nawrócenia - będąc w istocie improwizacją - [niejednych] może razić; wydawać się nie do przyjęcia dla współczesnych umysłów, które wolą rozumowy bieg myśli niż mistyczne olśnienia i cenią sobie coraz mniej interwencje boskości w życiu codziennym"... to jednak czuł, że "każdy umysł, którego nie zepsuły złe żądze lub namiętności, każdy umysł jasny, szczery i prawy, musi uznać [istnienie Boga], musi uznać religię i pokochać ją" (Alessandro Volta - twórca nauki o elektryczności)... Jednak rozumiał, że "wobec Jezusa nie można zajmować postawy obojętnej, bo zawsze się jest "za" lub "przeciw" (ks.bp Kazimierz Romaniuk). Tak było również z nim...

Może i mnie, o ile jesteś, zechcesz napełnić taką wiarą ? Może przede mną staniesz w blasku swej Boskiej chwały ? Może i mnie pozwolisz stwierdzić, jak Karolowi de Foucauld, który powiedział: "Po tym, jak poznałem, że jest jeden Bóg, stało się dla mnie niemożliwe, by nie żyć wyłącznie dla Niego"... Jakąkolwiek byś wybrał drogę, proszę Cię, zrób to jak najprędzej, bo trudno mi opierać się współczesnym argumentom. Dziś bowiem "są takie tendencje w nurcie demokratycznym, które głoszą, że człowiek może tylko wtedy być w pełni wolny, jeśli zburzy się mu wszystkie autorytety. Ponieważ - jak nagłaśnia się - każdy autorytet, tak w sferze intelektualnej, jak zwłaszcza moralnej, uzależnia, krępuje i ogranicza człowieka...

[Zrób to niezwłocznie, bo takie] tendencje godzą w Ciebie, w Boga, w każdą religię i w Jezusa i, oczywiście, w Kościół" (wg ks.Mieczysława Malińskiego), zmuszając do opowiedzenia się po którejś ze stron... Zrób to, bo "wielu, oceniając Twe przykazania z dekalogu, uważa je za niemożliwe i mówi, że do życia w cnocie wystarczy, aby nie nienawidzić swych wrogów, ale miłować ich, to nakaz ponad siły" (wg św.Hieronima). "Podobnie idą swoją drogą ci, którzy - chociaż wychowani w tradycji chrześcijańskiej - coraz mniej rozumieją i wiedzą, a religijność ich staje się już wspomnieniem" (o.Jarosław Krawiec OP). Dlatego chciałbym poznać Cię, o ile jesteś, Boże, bym nie załamał się...

Proszę... gdyż wiem, że i uczeni, o których nikt by nie pomyślał, że są Twoimi wyznawcami, dają świadectwo swojej wiary wobec takich jak ja. Chemik Berzelius, który stworzył współczesne symbole pierwiastków, starał się wszystkich przekonywać, że "nieraz filozofia płytka chciała uchodzić za głęboką poprzez twierdzenie, że wszystko, co istnieje, jest dziełem przypadku. A jednak zawsze - twierdził z naciskiem - będziemy musieli podziwiać najwyższą Mądrość Stwórcy świata w Jego celowym działaniu. Tę mądrość i celowość, które leżą nieraz poza obrębem naszego pojmowania"... A twórca chemii organicznej, wyznał, że "gdyby ktoś powiedział, iż nie ma Boga, czułby się dotknięty w swoich uczuciach jako człowiek, a jednocześnie jako uczony" (Michael Chevreul). "Religia bowiem - twierdził Frankl - daje człowiekowi poczucie duchowego zakotwiczenia i bezpieczeństwa, którego nigdzie indziej nie dałoby się znaleźć"...

Mówią, że "wzywasz teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia" (wg Dz 17,30), że "nawrócenie polega na odpowiedzi na Twe wezwanie... że człowiek nie wybiera chwili swojego nawrócenia ale jest nawrócony, gdy przyjmuje to wezwanie. Bo nie jest ono jego osobistą inicjatywą. Bo tak jak o człowieku cudownie uzdrowionym nie mówi nikt, że się uzdrowił, ale że został uzdrowiony. Tak ponoć jest i z nawróconym" (wg Eugenia Zolli). Dlatego proszę, jeśli jesteś, pozwól usłyszeć mi Twój głos, pozwól mi przyjąć Twe wezwanie, bo ponoć "człowiek, który odkrył, że i on też jest dzieckiem Bożym, wyzwala samego siebie oraz otaczający świat od upadku i czyni go współuczestnikiem chwały dzieci Bożych (Rz 8,21)" (Nuccio Quattrocchi).

"Wczoraj już do mnie nie należy, jutro niepewne, tylko dzisiaj jest moje" (wg bł.Jana Pawła II), proszę więc, pomóż mi się odnaleźć ! "Przynajmniej teraz, dusza moja, gdy już znużyła się kłamstwami, niechaj powierzy Prawdzie to, co od niej otrzymała" (wg św.Augustyna), wdzięczna, że nie czynisz wymówek: "Gdzie byłaś do tej pory ?" (wg o.Slavko Barbaricia OFM). Niechaj "zostanie wykupiona z "odziedziczonego po przodkach złego postępowania" (wg 1P 1,18), a ta "modlitwa niech odwróci mnie od tego, co jest mniej ważne od Ciebie" (wg ks.Tomislava Ivancicia), Panie - o ile słyszysz ją...

Ojcze nasz... 10 Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu... O mój Jezu...


V. Ustanowienie Eucharystii

Mówią, że "Bóg ma swoją drogę do każdego człowieka" (Sługa Boży Stefan Wyszyński), a więc i do mnie, jeśli jesteś, wcześniej czy później dotrzesz na pewno, tylko czy ja dam się odnaleźć, czy ja wytrzymam jeśli mnie zechcesz tak wodzić po manowcach jak Thomasa Mertona ?

On ujrzał świat w rodzinie, w której religia nigdy nie była ważna. Rodzice, będąc artystami, wiedli życie "na luzie". Matka jednak przedwcześnie zmarła, a ojciec wrażliwy lekkoduch mało się nim zajmował. Tak więc Thomas uczył się życia od przypadkowych ludzi. Nic więc dziwnego, że jako student był uważany za "największego awanturnika" Cambridge... pijaczynę, choć dobrego karykaturzystę; za wioślarza, za perkusistę, za kobieciarza bez poważniejszych związków i głębszych uczuć... A jednak "w "pierwszą trzeźwą niedzielę" w Nowym Jorku, pod wpływem nagłego impulsu, pierwszy raz wszedł do małego kościółka katolickiego w nowojorskim Harlemie. Stał speszony, niewiele rozumiejąc, gdy nagle w ciszy rozległ się dzwonek na Przeistoczenie... Wtedy przestraszył się i wybiegł szczęśliwy, podniecony - wprost na słoneczny Broadway. Jednak nie było dane mu zwycięsko kroczyć po promiennych ścieżkach niebios, gdyż odtąd jego droga życiowa, droga do chrześcijaństwa, stała się ciągłym i mozolnym potykaniem się...

"Dla mnie musi się zdarzyć cud" - powiedział kiedyś zrezygnowany. Dopiero później pojął, że tym cudem była jego własna uparta praca nad sobą" (wg Christiana Feldmana)... A jeszcze później wyznał, że "gdyby zbyt łatwo Cię odnalazł, może nie byłbyś jego Bogiem. I gdyby nie mógł się spodziewać, że w ogóle odnajdzie Ciebie, czy byłbyś jego Bogiem ? Gdyby Cię wszędzie tam mógł znaleźć, gdzie sobie życzył, to czy by odnalazł Cię?" (wg o.Thomasa Mertona OCR).

On się spodziewał, że Cię znajdzie, czego tak bardzo mnie brakuje. Proszę więc, nie pozwalaj mi już więcej pytać czy istniejesz, ale umocnij we mnie pewność, że i ja spotkam Ciebie... Tak bardzo chciałbym Cię odnaleźć, tak bardzo chciałbym poznać Cię, ale jedynie z własnej i nie przymuszonej woli, bo wiesz, że miłość wymuszona, niestety, nie jest nią... Dopomóż mi poznawać Cię, choćby na drodze małych kroczków; pomóż nadrabiać zaniedbania i nie dopuszczać do zawinionej niewiedzy... Pomóż pamiętać, że "niewiara to jest postawa, w której człowiek doszedł do wystarczającego poznania prawdy Bożej, lecz nie chce przyjąć jej" (wg ks.SAC)... Pomóż mi zawsze wspierać się autorytetem takich ludzi, którzy umieli godzić wiarę z dorobkiem naukowym, dając świadectwo temu, że "prawdziwe męstwo nie boi się ośmieszenia w obronie własnych przekonań" (Miguel de Unamuno).

Pozwól mi wierzyć, że i ja kiedyś zdobędę to wewnętrzne przekonanie, i tak jak Merton, powiem sobie, mając na myśli Ciebie: "Jeśli On wszędzie znajduje mnie, gdzie tylko sobie tego życzy; jeśli mi mówi kim On jest, a także kim ja jestem... i gdy ja wtedy rozpoznaję, że On, którego ja długo nie mogłem znaleźć, znalazł mnie - to nigdy już nie zwątpię w to, że to jest Pan, mój Bóg. Dotknął mnie palcem, którym stworzył i mnie z nicości" (wg o.T.M.jw.)...

A przede wszystkim pozwól mi widzieć Cię, Boże, w Twoim Synu, który, jak uczy nas modlitwa, jest "Bogiem z Boga i Światłością ze Światłości, Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego", jest "współistotny Ojcu", gdyż z Ojcem stanowi jedno (wg J 10,30)... Pozwól mi wierzyć w to, że On w kruchym opłatku mieszka z nami, bo tylko wtedy znajdę sens w chodzeniu do kościoła. Jedynie wtedy będę mógł "we wszystkim, co widzę, co czuję i dotykam, zawsze znajdować Go. Jedynie wtedy Jego najświętszy wizerunek i najświętsze Jego Imię, będą wyryte na każdej cząsteczce mojej biednej osoby" (wg Sługi Bożej Luizy Piccarrety). Jedynie wtedy i przez Niego, będę mógł odczuć bliskość Twoją, Panie i Boże mój...

Marco Pissetta, który wcześniej był znanym terrorystą, opisał w liście swe uczucie, jakiego doznał w chwili, gdy poczuł "oddech" Chrystusa... na swych plecach... "Twierdzę - napisał - że bardzo mi pomógł ktoś, kto chodzi między ludźmi; ktoś, kogo prosiłem o pomoc; ktoś, komu zawierzyłem; ktoś, kto obdarzył mnie pokojem i wewnętrzną pogodą; ktoś, kogo spotkałem na drodze, którą staram się chodzić mimo rozlicznych kłopotów wynikających z mojej przeszłości... Jeszcze nie mam odwagi wymówić imienia tego kogoś, bo nie sądzę, bym dotarł do niego dostatecznie blisko, by go usłyszeć i rozpoznać, ale dostrzegam jego blask i słyszę jego głos, chociaż jeszcze nie rozumiem jego języka".

Ja wiem, że "głęboki wpływ wiary na wszystkie dziedziny życia, nie powstanie pierwszego dnia, w którym dojdzie się do niej, gdyż ona podlega życiowym prawom wzrostu. Zaczyna się mała i niepozorna... podobna do odrobiny zaczynu dodanego do mąki życia. Wkrótce jednak poruszy się i zacznie działać, i przenikać nasze codzienne życie... I odtąd już poddaje się Słowu Twojemu. Świadectwem jej żywotności jest miłość, która służy Bogu i bliźniemu, a oko jej dostrzega świat jako Boże dzieło" (wg Franza J.Schirse)... Proszę więc, Boże, daj mi wiarę, abym nie musiał czekać z odnalezieniem Ciebie do ostatniego dnia, jak Curzio Malaparte...

Będąc uznanym dziennikarzem odznaczał się szczególnie tym, że długo walczył z Tobą niezwykle energicznie. Mimo to, w sercu nosił tęsknotę za czymś, a może za kimś. Czuł, że brakuje mu czegoś istotnego... Chciał zabić Cię w swoim sumieniu, ale nie zdołał tego uczynić, gdyż Chrystus oczekiwał go na łożu śmierci w rzymskiej klinice, gdzie trafił po męczącej podróży aż do Chin... Bezlitosna choroba, która dotknęła go i samotność w szpitalnej sali, stworzyły atmosferę, która umożliwiła mu ocenę swego życia w świetle tego Chrystusa, przed którym do tej pory usiłował uciekać...

Na łożu śmierci przyjął chrzest w obrządku katolickim. Na koniec wyspowiadał się, przyjął Komunię świętą i umarł z krzyżem w ręku... Bo tak już jest, że "człowiek ma zawsze tę tragiczną możliwość odtrącenia Twych propozycji i przeciwstawienia się im do ostatecznych granic, do "stanowczego nie". Jeżeli więc opuści świat w takim usposobieniu, pozostanie na zawsze w stanie odłączenia, rozdarty już po wszystkie czasy pomiędzy odrzuceniem Ciebie, a pragnieniem Twej miłości... Piekło podobno jest upartą odmową i świadomym odrzuceniem zabiegów Tego, który mówi: "Nie przyszedłem aby świat sądzić, ale aby zbawić go" (wg ks.Jeana Toulata)...

"Chrystus cierpliwie czekał na Curzia i przemierzał tę samą drogę, póki on nie otworzył oczu i serca, aby rzec: "Wejdź Panie ! Otwieram przed Tobą drzwi serca mojego !". [Bo "jeśli chcemy, aby słońce rozjaśniło komnatę naszej pomrocznej duszy, trzeba otworzyć okno" (wg Ojca Świętego Pawła VI)]... I Chrystus wszedł bez obrzydzenia i bez wypominania długiego oczekiwania wynikłego z podłości ludzkiej. Zbawienie bowiem jest Jego wielkim pragnieniem, Jego posłannictwem i Jego radością" (wg ks.abpa Angela Comastriego). Dziś więc i ja zapraszam Ciebie do komnaty mej duszy, mając świadomość, że istniejesz, a ja przed Tobą jestem prochem, dlatego składam w Twoje ręce całą swą przeszłość, teraźniejszość i całą przyszłość moją, świadom, że "w życiu jest jedna, jedyna ważna rzecz: być przyjacielem Twoim" (wg ks.Tomislava Ivancicia)...

Ojcze nasz... 10 Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu... O mój Jezu...

wróć do spisu treści

wróć do strony głównej